Zakochałam się w tych ciasteczkach. Są proste w wykonaniu i przepysznie maślane.
Wydarzyło się coś bardzo śmiesznego. Kupiłam kiedyś plastikową szprycę do ciastek. Postanowiłam wreszcie wypróbować sprzęt. Formę wyścieliłam papierem do pieczenia i próbowałam wyciskać ciastka. I nic z tego. Szpryca strzelała, a ciastko nie chciało się oddzielić. Męczyłam się ja, męczył się mąż. I nie wychodziło. Myślałam, że może konsystencja ciasta jest nieodpowiednia. Próbowałam wiele razy. Pod naciskiem tłoka szpryca rozpadała się, a ciastka nie oddzielały się od reszty. Poddawałam się, wałkowałam i robiłam tradycyjnie.
Ostatnio postanowiłam jeszcze raz spróbować.
Nie użyłam papieru, wycisnęłam ciastko bezpośrednio na blachę. Sukces! Parę razy odskoczyła końcówka tłoka, dokręcałam ją i produkcja szła dalej. Udekorowałam marmoladą, włączyłam piekarnik, nacieszyłam oczy własnym dziełem i zaczęłam myć szprycę. KATASTROFA. Brakowało części szprycy. Ostry kawałek plastiku tkwił w którymś z ciastek.
Reszty można się domyślić.