Łatwo z tymi zrębkami nie było niestety. Znajomy wprawdzie pociął mi gałęzie owocowych drzewek (jabłonki, śliwy i grusze) na takie cienkie plasterki, wysuszył przy kominku ale i tak ciężko się to dłutem rozdrabniało. No ale w końcu się udało uzbierać trochę małych kawałków i mogłam zacząć wędzenie. Wzięłam taki ogromny gar emaliowany, żeby metalowa podstawka/kratka z mikrofali się w nim zmieściła, wyłożyłam 4 warstwami grubej folii alu, sypnęłam wiórki, dla pewności dodałam łyżkę herbaty, wstawiłam kratkę, na to najpierw szynki, miałam dwie mniejszą i większą, w sumie ok. 2,5 kg mięsa. Nakryłam wszystko pokrywką, włączyłam gaz na średni i czekałam, miałam poważne obawy, że wiórki są zbyt grube i nie dadzą dymu ale po jakichś 5 minutach zaczęło nieśmiało dymić. Pewnie to herbata się najpierw 'rozgrzała' ale potem drewno też o dziwo, w środku zrobiło się ciepło i biało. Na zewnątrz nie było czuć prawie nic, nie było też dymu widać. Trzymałam te szynki aż pół godziny, wyjęłam i włożyłam baleron, który trzymałam już tylko 20 minut, bo dym był mocniejszy. potem mięso parzyłam w tym samym, oczywiście umytym garnku, przez 1,5 godziny, a następnie wyjęłam do osuszenia. Efekt, rewelacyjny, każdy się bardzo dziwił, że można tak uwędzić mięso w garnku na gazie i to tylko w 20-30 minut. Na pewno będę robić taką wędlinę częściej, teraz kupię szynkę, a że peklowanie trwało 6 dni, to w przyszły weekend znów będę wędzić. Może też kupię te gotowe zrębki i domieszam do tych owocowych, żeby efekt był jeszcze lepszy