- Sie 28, 2005
- 8,141
- 1,658
- 113
Naleśniki od lat robię tak: szklanka mleka, szklanka wody , dwa całe jajka, sól. Rozbijam to w misce trzepaczką w kształcie rózgi i dosypuję mąkę, aż osiągnę pożądaną gęstość. Mąki pochłania to około 20 deko, ale jak wiadomo mąka mące nierówna. Na sam koniec dodaje dwie- trzy łyżki oleju, jeszcze popracuję trzepaczką i odstawiam, niech dojdzie.
Smażę na dwóch patelniach, bo inaczej produkcja ciągnie się w nieskończoność. Na suchą czystą patelnię leję parę kropli oleju, rozgrzewam – dno powinno pokryć się cieniuteńką warstewką tłuszczu. I wylewam pierwszą porcję ciasta. Tyle, żeby rozlało się po dnie, nadmiar zlewam z powrotem do miski. W tym momencie można ocenić, czy konsystencja ciasta jest prawidłowa; jak za gęste – dolać wody, jak za rzadkie – dosypać mąki. Jedno jest murowane: pierwszy naleśnik będzie nieudany. Zawsze. Kolejne porcje ciasta wylewam na nienatłuszczaną patelnię, ciasto ma w sobie olej, akurat wystarczy, żeby sie nie przyklejało. Do obracania używam szerokiej drewnianej łopatki.
Gotowe naleśniki składam w stosik na talerzu, udając, że nie widzę, jak rodzina ściąga po jednym. Tylko pan domu opiera się chęci, bo czeka na wersję zwaną blińczyki królewskie.
Blińczyki czyli naleśniki nadziewa się farszem twarogowo-łososiowym i podaje odgrzane na maśle. Łososia wędzonego kupuję jako ścinki, w proporcji 250 g na pół kilo twarogu "wiejskiego", takiego w grudki. Do tego dodaję łososia pokrojonego na kawałki ( bo ścinki różnej wielkości bywają), troszkę soli i sporo pieprzu cytrynowego ( a jak nie ma, to czarny pieprz grubo mielony i otarta skórka z pół cytryny). Jesli twaróg mało kwaśny, to można i nieco soku z cytryny dodać. Farszu nie rozsmarowywać, a nakładać jako wałeczek na całą szerokość naleśnika, zwinąc w rulonik i na patelnię, gdzie już zagrzana mieszanka oleju z masłem albo samo masło uprzednio sklarowane. Takie blińczyki lekko podrumienione na talerz i jako dodatek gęsta kwaśna śmietana lub jogurt typu greckiego.
Pierwszy raz jadłam je w Wilnie w restauracji „Zveryno Smukle”, która mieściła się w wiekowym drewnianym domu przy ulicy Vytauta. Jako dekoracja ( a i dodatek smakowy) występował czerwony kawior...
qd
Smażę na dwóch patelniach, bo inaczej produkcja ciągnie się w nieskończoność. Na suchą czystą patelnię leję parę kropli oleju, rozgrzewam – dno powinno pokryć się cieniuteńką warstewką tłuszczu. I wylewam pierwszą porcję ciasta. Tyle, żeby rozlało się po dnie, nadmiar zlewam z powrotem do miski. W tym momencie można ocenić, czy konsystencja ciasta jest prawidłowa; jak za gęste – dolać wody, jak za rzadkie – dosypać mąki. Jedno jest murowane: pierwszy naleśnik będzie nieudany. Zawsze. Kolejne porcje ciasta wylewam na nienatłuszczaną patelnię, ciasto ma w sobie olej, akurat wystarczy, żeby sie nie przyklejało. Do obracania używam szerokiej drewnianej łopatki.
Gotowe naleśniki składam w stosik na talerzu, udając, że nie widzę, jak rodzina ściąga po jednym. Tylko pan domu opiera się chęci, bo czeka na wersję zwaną blińczyki królewskie.
Blińczyki czyli naleśniki nadziewa się farszem twarogowo-łososiowym i podaje odgrzane na maśle. Łososia wędzonego kupuję jako ścinki, w proporcji 250 g na pół kilo twarogu "wiejskiego", takiego w grudki. Do tego dodaję łososia pokrojonego na kawałki ( bo ścinki różnej wielkości bywają), troszkę soli i sporo pieprzu cytrynowego ( a jak nie ma, to czarny pieprz grubo mielony i otarta skórka z pół cytryny). Jesli twaróg mało kwaśny, to można i nieco soku z cytryny dodać. Farszu nie rozsmarowywać, a nakładać jako wałeczek na całą szerokość naleśnika, zwinąc w rulonik i na patelnię, gdzie już zagrzana mieszanka oleju z masłem albo samo masło uprzednio sklarowane. Takie blińczyki lekko podrumienione na talerz i jako dodatek gęsta kwaśna śmietana lub jogurt typu greckiego.
Pierwszy raz jadłam je w Wilnie w restauracji „Zveryno Smukle”, która mieściła się w wiekowym drewnianym domu przy ulicy Vytauta. Jako dekoracja ( a i dodatek smakowy) występował czerwony kawior...

qd